Burmistrz o przyszłości Łysicy


Kopciuszek z Bodzentyna zrobił furorę.


37 punktów wywalczonych w 17 spotkaniach. 11 zwycięstw, 4 remisy i 2 porażki. Najmniej straconych bramek w lidze i pierwsze miejsce po rundzie jesiennej. W ostatnich latach Łysica nie była tak wysoko. Czy klub z Bodzentyna, który określany jest mianem kopciuszka wiosną stanie przed historyczną szansą awansu? O tym w rozmowie z burmistrzem Markiem Krakiem.


Rafał Roman: Łysica pokazała w rundzie jesiennej, że futbol na III-ligowym poziomie można budować nie tylko w większych ośrodkach jak Tarnów czy Oświęcim, ale małym Bodzentynie. Na czym polega fenomen klubu, który znajduje się na czele tabeli?

M. KRAK, BURMISTRZ MIASTA I GMINY BODZENTYN: - Podziękowania należą się przede wszystkim prezesowi Łysicy Stanisławowi Kucale, który stworzył odpowiednią atmosferę i klimat do budowania piłki. Również dzięki trenerom, którzy z Łysicą osiągali dobre wyniki. Klub zawsze miał z nimi świetny kontakt, że wspomnę tylko o Andrzeju Kaczewskim czy Arturze Andule, który wprowadził Łysicę do III ligi. Nie mieliśmy wygórowanych ambicji, ale w zespole był duch walki. To sprawdziło się i przyniosło oczekiwany efekt.

Trzon drużyny tworzą starsi zawodnicy, którzy mają za sobą występy nawet na poziomie Ekstraklasy czy I ligi. W końcówce rundy bramkarz Tomasz Dymanowski nazwał zespół dziadkami. Dziadki pokazali młodszym, że w piłkę grać jednak potrafią.

Marek Krak: Co to znaczy? Że poziom polskiej piłki tak bardzo się obniżył. Okazuje się, że zawodnicy, którzy jeszcze 15 lat temu biegali po boiskach w Ekstraklasie jak Darek Kozubek, który wywalczył Koronie Kielce awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, nie odstają od młodszych kolegów. Ba, niektórych przewyższają nie tylko podejściem do treningów czy spotkań, ale postawą poza murawą. Dobrze, że są jeszcze młodzi jak Mirosław Kalista czy Damian Gardynik, którzy ciągną drużynę do przodu.


Gdyby pół roku temu ktoś powiedział panu, że Łysica po zakończeniu rundy jesiennej będzie na pierwszym miejscu, co by mu pan powiedział? Kazał popukać się w czoło czy może był pewien, że tak będzie?

- Nie, bo wystarczy tylko, że spojrzymy na kadrę zespołu. Wspomniany Dymanowski, Radosław Kardas, Łukasz Szymoniak, Krzysztof Trela czy Dariusz Anduła to nazwiska znane kibicom futbolu w naszym regionie. Niektórzy z nich na piłce się wychowali i dziś dzięki doświadczeniu, umiejętnym poruszaniu się na boisku i cwaniactwu są liderem tej ligi. Tak naprawdę, nawet w Bodzentynie nie było takiego fachowca, który przewidziałby, że Łysica będzie tak wysoko.
Dla pana jak i gminy to spora promocja. Łysica rywalizuje przecież z zespołami z Krakowa czy Kielc. W pierwszej odsłonie sezonu pokazała, że jest od nich lepsza.

- Jeden z kibiców powiedział kiedyś o Łysicy: III-ligowy kopciuszek. Okazuje się, że ten kopciuszek sporo namieszał (śmiech). Żałuję tylko, że na mecze chodzi tak mało kibiców. Niektórym jednak nie do końca zależy by piłka w Bodzentynie była na takim poziomie jak obecnie. Przychodzą cieszą się jak Łysica wygrywa, nie za bardzo smucą jak przegra. Trzeba mocno zastanowić się nad tym, jak zwiększyć frekwencję na stadionie.


Ma pan pomysł?


- Wiosną będę apelował do zarządu by spotkania, których Łysica jest gospodarzem rozgrywane były w niedzielę, a nie np. w sobotę o godz. 11. Rozumiem potrzeby zawodników i tego, że chcą mieć więcej czasu dla rodzin i siebie, ale chciałbym, aby w rewanżowej rundzie obiekt zapełniał się w większym niż dotychczas stopniu.


Publiczność jest nieodzownym elementem piłkarskiego widowiska, a futboliści grają m.in. dla niej.Jesienią, głównie na internetowych forach pojawiły się głosy, że w drużynie opartej na graczach z Kielc, Ostrowca Św. czy Starachowic brakuje wychowanków, albo ci, którzy są od początku w Łysicy mają za mało szans na grę. Podziela pan tą opinię?

- Problem leży gdzie indziej. Dziś młodzi zawodnicy, którzy jeszcze nic nie osiągnęli w piłce mają wygórowane żądania finansowe. W Łysicy jest inaczej, bo wychowankowie jak Szymon Michta czy Grzegorz Grzegorski wnoszą coś do zespołu. Tylko ciężką pracą na treningach są w stanie dojść wysoko i liczyć wówczas na większe wynagrodzenie. Historia zna przypadki, że do Łysicy przychodzili piłkarze, którzy patrzyli tylko przez pryzmat pieniędzy, nie tego by zrobić wynik.

Gmina w tym roku przekazała Łysicy 180 tys. zł. W 2014 klub będzie mógł liczyć na jeszcze większe wsparcie, tym bardziej po tak udanej jesieni?

 

- Szukamy cały czas sponsorów, dzięki którym można zwiększyć budżet. W skali roku przydałoby się ok. 80 tys. zł. Klub dzięki wsparciu prezesa Kucały nie może narzekać na finanse. Takich pasjonatów jak on jest niewielu i nie wiem, czy gdyby on zrezygnował, gminie trudno byłoby znaleźć godnego następcę.Przy okazji ostatniego, pucharowego meczu z Neptunem miałem okazję porozmawiać z burmistrzem Końskich. Zazdrościł nam drużyny, ale wyczucia i oka do zawodników.


Kilka miesięcy temu nieoficjalnie mówiło się, że Łysica grać będzie w Ostrowcu. Temat fuzji, gdyby udało się awansować do II ligi z KSZO jest nadal aktualny?

- Na razie droga o tego daleka. Po pierwsze, trzeba zająć pierwsze miejsce, a później przejść baraże. Takie rozwiązanie jest brane pod uwagę, bo w przypadku awansu, stadion Łysicy nie byłby dopuszczony do rozgrywek. Jest pomysł na to, by pierwsza drużyna grała w Ostrowcu, a druga w Bodzentynie. Czy do tego dojdzie, czas pokaże. Na razie nie martwiłbym się o to. Cieszmy się z wysokiej lokaty.