Trzy punkty zostały w Bodzentynie

Trzy punkty zostały w Bodzentynie

O tym jak wielkie znaczenie w futbolu mają takie elementy jak walka i pełne zaangażowanie przez ponad 90 minut nie trzeba nikogo przekonywać. Łysica Bodzentyn (IV liga świętokrzyska) po dwóch porażkach z rzędu, chciała jak najszybciej zrehabilitować się i zainkasować pierwsze tej wiosny punkty. Ekipa Janusza Cieślaka ograła wicelidera tabeli. A wszystko to na oczach szkoleniowca ekstraklasowej Korony Macieja Bartoszka.

Takie spotkanie i zwycięstwa smakują podwójnie. Ekipa z Bodzentyna, która przez wielu ekspertów przed rozpoczęciem rewanżowej rundy rozgrywek wymieniana była w gronie zespołów, jakie stać na walkę o czołowe lokaty, w dwóch dotychczas rozegranych meczach traciła punkty. Najpierw nieoczekiwanie z Unią Sędziszów przy prowadzeniu 3:1, a tydzień później z Alitem Ożarów (uległa 1:3, a jedynego gola dla gości zdobył Dariusz Anduła). W sobotę Łysica postawiła wszystko na jedną kartkę.

- O dwóch porażkach chcieliśmy jak najszybciej zapomnieć i wymazać z pamięci. Za charakter na trudnym boisku, w ciężkich warunkach otrzymaliśmy najlepszą z możliwych nagród: 3 punkty – powiedział po ostatnim gwizdku arbitra trener miejscowych. – Po takim spotkaniu mogę powiedzieć jedno: z pewnością dawno nie byłem tak szczęśliwy. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, iż nie możemy pozwolić sobie na porażkę. Do Bodzentyna przyjechał lider, drużyna, która ma III-ligowe ambicje. Wygraliśmy głównie dzięki zaangażowaniu, a także sercu jakie zostawiliśmy na murawie. Dostosowaliśmy grę do warunków atmosferycznych. Proste środki okazały się jakże skuteczne - dodał Janusz Cieślak, który nie mógł skorzystać m.in. z jednego ze swoich najlepszych strzelców Dariusza Anduły (pauzował za kartki) oraz narzekającego na uraz Piotra Maniary.

Rezerwy kieleckiej Korony mieli wzmocnić reprezentant Łotwy Vladislavs Gabovs, środkowy pomocnik Marcin Cebula, a także Michał Smolarczyk. Wspomniana trójka nie zachwyciła. Z pierwszym z wymienionych poradził sobie Kamil Garbacz, popularnego "Smołę" używając piłkarskiej terminologii czapką nakrył Łukasz Szymoniak. – Wiedzieliśmy na co nas stać. Nie mogliśmy pozwolić sobie na finezyjną grę. Wystarczyły proste środki na przeciwnika. Udanie zakończyliśmy dwie kontry. Trafienia Mirosława Kalisty i Szymona Michty były uwieńczeniem tego, na co pracowaliśmy przez ponad 90 minut. Słowa uznania należą się całej drużynie – podkreślił szkoleniowiec Łysicy.

Dobrze w roli jednego z dwójki stoperów spisał się Mateusz Kołodziejski, który od początku rundy nie ma łatwego zadania. Były gracz GKS-u Rudki musi zastąpić Radosława Kardasa, który zimą przeniósł się do lidera klasy okręgowej: Kamiennej Brody. – Po przegranych widać było, że przeszliśmy ciężką drogę do tego sukcesu. Nie zmienia to faktu, iż było warto. Mateusz robi coraz większe postępy i coraz lepiej czuje się w środku obrony, obok doświadczonego Łukasza Szymoniaka – stwierdził szkoleniowiec Łysicy. Zaporą trudną do przejścia w sobotniej konfrontacji okazali się Piotr Pawłowski i Piotr Ryba. Dwójka środkowych pomocników zagrała koncertowo. – Środek pola w każdym zespole to newralgiczna strefa. Obaj wykazali się zadziornością i determinacją. Koronie wybiliśmy wiele atutów – zaznaczył opiekun gospodarzy.

Rafał Roman

IV liga świętokrzyska
20. kolejka (18 marca)
ŁYSICA BODZENTYN – KORONA II KIELCE 3:1 (1:1)
1:0 Mirosław Kalista (32), 1:1 Piotr Rogala (39)-karny, 2:1 Szymon Michta (65), 3:1 Mirosław Kalista (90+3)
Sędziował: Albert Bińkowski (Skarżysko-Kam.). Widzów: 50.


ŁYSICA: R. Bilski – Dulęba, Szymoniak, Kołodziejski, D. Kowalski Ż, Garbacz (69. Płusa), Ryba Ż, Pawłowski, D. Chrzanowski Ż (82. Barucha Ż), Michta Ż, M. Kalista. Trener: Janusz Cieślak.
KORONA II: Otchenashenko – Pietras, Cedro, Bednarski Ż CzK 90+2, Gabovs, Słaby, Rogala, Stachura Ż, Uniat, Cebula (67. Chudecki), Smolarczyk. Trener: Paweł Czaja.

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości