Rozdział V
„Pierwsze mecze”
Po zorganizowaniu klubu w 1948 roku bodzentyńska młodzież jeszcze liczniej przychodziła na boisko piłkarskie znajdujące się na placu szkolnym. Grano na nim do południa i po zakończeniu zajęć w szkole oraz po pracy. Właściwie w godzinach popołudniowych na „zamczysko” przychodziło najwięcej chętnych do grania w piłkę nożną. W związku z tym nie wszyscy mogli grać, niektórzy musieli zadowolić się oglądaniem i dopingowaniem kolegów. Do gry wybierano najlepszych i choć nie było wówczas trenerów, do tych codziennych meczów dostawali się najbardziej wyróżniający zawodnicy.
Zapał był tak Duzy, że grano bardzo często do zmierzchu, a rosnące na boisku dwa wysokie modrzewie nie stanowiły wielkiej przeszkody podczas tych pojedynków. Z czasem jeden z modrzewi został wycięty, drugi zaś rośnie do dnia dzisiejszego. Gra na dwie bramki pomiędzy sobą była na pewno przyjemną rozrywką i potrzebnym treningiem: nie wystarczało to jednak łaknącym rywalizacji piłkarzom z Bodzentyna.
Zaczęto szukać pierwszych sportowych kontaktów z innymi klubami. Na podstawie relacji starszych zawodników tak oto wyglądało nawiązywanie kontaktów.
Do Rudek, gdzie grano już w piłkę nożną, wysłano dwóch młodych bodzentynian na koniach. Ich zadaniem było nawiązanie pierwszych kontaktów. Na spotkanie udali się konno, bo przecież do Rudek to nie tak daleko, tylko 12 kilometrów. „Zwiadowcy” spisali się dobrze. Umówili mecz i tak właśnie doszło do pierwszego spotkania piłkarskiego w Bodzentynie po powstaniu klubu. Mecz zakończył się wynikiem remisowym 0:0 i wszyscy byli zadowoleni, a najbardziej miejscowi kibice stojący z boku boiska i zasiadający na murawie oraz zabudowaniach gospodarczych bodzentyńskiej plebanii. Gwoli ścisłości należy dodać, że przeciwnicy z Rudek przyjechali do Bodzentyna trzema furmankami. Tak wtedy podróżowali sportowcy. Na rewanż z ”Pirytem” Rudki ( taka była nazwa klubu) nie czekano zbyt długo. Odbył się on oczywiście w Rudkach.
(Na stacji kolejki wąskotorowej przed wyjazdem na mecz do Rudek. Od lewej Marian Kaleta, Roman Gawlicki, Waldemar Pałysiewicz, Henryk Kaleta, Jerzy Domański oraz J. Bargiełowska i W, Fąfara
( Przed meczem w Rudkach Stoją od lewej: Waldemar Pałysiewicz, Bogdan Pałysiewicz, Jerzy Domański, Zbigniew Harabin, Edward Fałek, Roman Gawlicki, Witold Cichosz, Marian Kaleta, Józef Graba)
Piłkarze bodzentyńscy na ten mecz wyruszyli najpierw do kolejki koło Św. Katarzyny (stacja Bodzentyn), skąd kolejką wąskotorową tzw. „ciuchcią” mającą dwa wagoniki dojechali do Huciska koło nowej Słupi i stamtąd pieszo dotarli na boisko w Rudkach. Mecz zakończył się również wynikiem 0:0. Oba mecze sędziował Paweł Rakow z Kielc, inżynier pracujący w KZWM, a mieszkający przedtem w Bodzentynie. Na meczu było około 200 widzów, wśród nich liczne grono to kibice z Bodzentyna. Powrót po pojedynku był mniej przyjemny, jako że po południu kolejka już nie kursowała i nasi piłkarze musieli iść do domu pieszo przez Nową Słupię, Jeziorko. Do Bodzentyna dotarli dopiero w nocy, ze śpiewem, oznajmiając mieszkańcom, że wrócili. Najważniejsze jednak było zadowolenie z tego, że mogli rozegrać mecz dla kibiców, wśród których dominowała młodzież. W pierwszych latach istnienia klubu rozegrano także mecz w Łagowie, Niecodzienny był on z tego względu, że odbywał się na miejscowej targowicy, wyjątkowo zanieczyszczonej. Początkowo piłkarze z Bodzentyna nie chcieli grać na takim „boisku” dali się jednak przekonać i mecz się odbył. Wynik 5:5 nie jest najważniejszy biorąc pod uwagę nawierzchnię boiska.
Należy zaznaczyć, że pierwsze mecze piłkarskie bodzentyńscy grali przeważnie w swoich butach i strojach piłkarskich. Dopiero w 1949 roku, dzięki staraniom Zygmunta Sitka, otrzymali buty piłkarskie i komplet strojów od rady Powiatowej LZS w Kielcach. Kolejne mecze towarzyskie piłkarze LZS Bodzentyn umawiali z coraz lepszymi przeciwnikami. Spotkania te odbywały się już na nowym boisku przy ul. Wolności na dawnym tzw. Podzamczu Bodzentyńskim. Wspólnym wysiłkiem działaczy i zawodników urządzono to boisko i p[przystosowano do rozgrywanych meczów zgodnie z regulaminem PZPN. Między innymi przyjechała do Bodzentyna renomowana drużyna „Tęczy’ Kielce. Piłkarze LZS postarali się o niespodziankę wygrywając 3:0 z zespołem, który był dobrze znany na arenie wojewódzkiej. Kielczanie byli zaskoczeni przegraną. Docenili jednak swoich pogromców i ofiarowali im komplet strojów piłkarskich ( żółte koszulki i czarne spodenki)
Zwycięstwo nad „Tęczą” Kielce jeszcze bardziej zwiększyło popularność piłki nożnej w Bodzentynie. Coraz więcej młodych chłopców garnęło się do tego widowiskowego sportu. Większe place (zamek, targowica, tartak) oraz łąki zaroiły się od młodych adeptów futbolu. W LZS nie istniały grupy młodzieżowe, dlatego też kilkunastoletni chłopcy organizowali się sami zakładając swoje drużyny. W tym okresie powstały pierwsze dzielnicowe zespoły młodzieżowe o nazwach: Rynek Górny, Rynek Dolny, Ul, Opatowska, UL, Kielecka, Górka, Zadworze itp. Także koło Ministrantów posiadało swoją drużynę, którą opiekował się ks. Bolesław Zelek. Chłopcy grający w tych ”dzikich” drużynach zasilali później z powodzeniem LZS. Powracając do meczu z „Tęczą” Kielce należy nadmienić iż w bramce Bodzentyna stał Stanisław Bryła (1934-1954). W meczu tym grał wspaniale nie puszczając bramki. Dostrzegli to przeciwnicy i już po spotkaniu namawiali go do gry w swojej drużynie. Nie uległ on jednak namowom i pozostał w Bodzentynie. Na pewno była to pierwsza próba „kaperowania” piłkarza z Bodzentyna do innego klubu.
(Stanisław Bryła 1934-1954 bramkarz LZS Bodzentyn, zginął w wypadku samochodowym pod Kielcami)
Po tym meczu wzrosła sława piłkarzy z Bodzentyna. Nawiązano dalsze kontakty sportowe z innymi klubami m.in.. ze Starachowic (prawdopodobnie z „Polonią”). Do sukcesów należał niewątpliwie remis 3:3 z kieleckim „Ogniwem” czy zwycięstwo nad znanym dobrze w województwie „Orliczem” Suchedniów 5:2.
Zdarzały się też porażki. Ze swoim pierwszym rywalem LZS Bodzentyn przegrał w Rudkach 0:3 po to, by zrewanżować się z nawiązką w Bodzentynie 6:0. Te ostatnie mecze odbywały się z początkiem lat 50-tych. Poza wymienionymi przeciwnikami mecze towarzyskie grano także podczas wakacji z kolonistami i kadrą z Szopienic ze Śląska. Chłopcy ze Śląska prezentowali w grze już niemałe umiejętności techniczne i tworzyli siny team przeciwko LZS Bodzentyn. Grano ze sobą często a wyniki były różne. Wśród kolonistów wyróżniał się Erwin i wychowawca Sojka. Te sportowe zmagania zawsze kończyły się wspólnym ogniskiem na placu zamkowym.
W tej chwili nie sposób już odtworzyć ile meczów towarzyskich rozegrano w tamtym okresie i podać wszystkie wyniki. Najważniejsze jest to, że bodzentyńska młodzież miała zapełniony czas wolny, realizując swoje pasje właśnie w sporcie. Wówczas nie było jeszcze taki wielkich nakładów finansowych na sport jak obecnie. Wystarczał komplet strojów i butów oraz piłka. Dożywienia, diet czy premii nie znano jeszcze. Zwykle na mecze wyjeżdżano bez jedzenia. Za transport płacili ci, którzy posiadali pieniądze. Nierzadko właściciele samochodów ciężarowych przewozili zawodników za darmo. Do tych pierwszych kierowców należeli Władysław Aniołkiewicz, Władysław Telka, Stanisław Mazurek, Józef Łubek.