Podział punktów w starciu dwóch, byłych trzecioligowców
Jak się nie ma tego co się lubi, to się lubi co się ma – znane i popularne stwierdzenie oddaje najlepiej klimat sobotniego spotkania Łysicy Bodzentyn (IV liga świętokrzyska) z Czarnymi Połaniec. Doświadczony zespół prowadzony przez trenera Janusza Cieślaka, po pierwszej bezbarwnej połowie, w drugiej części stanął na wysokości zadania. Niewiele zabrakło do tego, by gospodarze sięgnęli po pełną pulę.
Z remisu, a co za tym idzie podziału punktów bardziej mogą być zadowoleni przyjezdni. W drugiej połowie ich rola ograniczała się jedynie do skutecznego przeszkadzania i rozbijania ataków Łysicy. Łukasz Szymoniak i spółka, bardziej zasłużyli na to, by po ostatnim gwizdku arbitra cieszyć się z wygranej. Czy punkt, w starciu z jedną z czołowych ekip w tabeli można traktować w kategoriach sukcesu, czy raczej straty dwóch "oczek"?
- Na pewno po takim meczu pozostał niedosyt. Spotkanie nie było łatwe. Nie ułożyło się dla nas korzystnie – powiedział Janusz Cieślak, szkoleniowiec Łysicy, któremu plan popsuła sytuacja z 22. minuty. Murawę z powodu urazu kolana przedwcześnie musiał opuścić Szymon Michta. W miejsce kontuzjowanego wychowanka Łysicy, na placu boju zameldował się powracający po pauzie za żółte kartki Dariusz Anduła. – Straciliśmy niepotrzebną bramkę po kontrze. Musieliśmy szybko odrabiać straty. W pierwszej połowie ta sztuka się nie udała. Po przerwie, na boisku pojawiła się zupełnie inna drużyna. Momentami przypominaliśmy team grający i rywalizujący jak równy z równym z Koroną II Kielce – zaznaczył doświadczony trener.
Bodzentynianie za sprawą celnego podania Anduły i precyzyjnego uderzenia Dominika Chrzanowskiego wyrównali. – Druga odsłona była w naszym wykonaniu zdecydowanie lepsza. Stworzyliśmy sporo sytuacji, do tego by pokusić się o kolejną zmianę rezultatu. Zagrożenie było także po stałych fragmentach. Brakowało dokładnego wykończenia. Za drugą odsłonę zespół na pewno zasłużył na słowa pochwały. W IV lidze, co dobitnie pokazał mecz z rezerwami Korony, walką, zaangażowaniem i przede wszystkim wielką determinacją można zdziałać mnóstwo – podkreślił szkoleniowiec gospodarzy.
Sytuacja brakowa potwierdziła tezę, na jaką można było pokusić się jeszcze przed zmianą stron. Wyprowadzona kontra w dobrym stylu, zawsze jest w cenie. – W kadrze mamy odpowiednich zawodników, którzy właśnie w kontrataku są niezwykle groźni. Czasami proste rozwiązania są najbardziej skuteczne. Grając przed własną publicznością tego musimy się trzymać. W niejednej konfrontacji udowodniliśmy, że w taki sposób potrafimy zdobywać gole. Potrzeba zdecydowanie więcej ruchu i pokazywania się w akcjach. Szanujemy punkt, ale uczucie niedosytu pozostanie – przyznał trener Cieślak.
Na murawie w Bodzentynie po dłuższej przerwie, w wyjściowym składzie pojawił się, wracający po rehabilitacji Krystian Płusa. – Skrzydła, nie tylko jeśli chodzi o formację defensywną, ale także ofensywę to nasza mocna broń. Bardziej obawiam się o stan zdrowia Szymona Michty, który schodząc z murawy, z każdą upływającą minuta narzekał na ból w kolanie. W pierwszej chwili, kiedy upadł wydawało się, iż kontuzja będzie bardziej poważna. To niezwykle ważny dla nas gracz. Jego nieobecność w kolejnych spotkaniach byłaby wielką stratą – zauważył szkoleniowiec miejscowych.
Przygotował i opracował Rafał Roman
IV liga świętokrzyska
21. kolejka (25 marca)
ŁYSICA BODZENTYN – CZARNI POŁANIEC 1:1 (0:1)
0:1 Piotr Mazurkiewicz (12), 1:1 Dominik Chrzanowski (63)
Sędziował: Mateusz Kowalski (Kielce). Widzów: 50.
ŁYSICA: R. Bilski – Dulęba Ż, Szymoniak, Kołodziejski Ż, D. Kowalski (60. Barucha), Garbacz, Pawłowski, Płusa, D. Chrzanowski (84. Stodulski), Michta (22. Anduła Ż), M. Kalista. Trener: Janusz Cieślak.
CZARNI: Dydo (36. Reczek) – Witek, Wypasek Ż, Załucki, Muniak, Dyl Ż, Cecot, Meszek, Wolan, Mazurkiewicz (66. Trela), Kamiński. Trener: Tomasz Kiciński.
Komentarze