Pierwsza porażka na wiosnę u siebie

Pierwsza porażka na wiosnę u siebie

Gdyby spojrzeć na tabelę przed spotkaniem z Sołą chyba nikt by nie powiedział że zespół z czołówki może zaprezentować się tak słabo a mimo to wygrać albo inaczej Łysica zaprezentowała się tak dobrze a mimo tego spotkanie przegrała. Dyspozycje Soły można oczywiście tłumaczyć brakiem Cygnara który tak naprawdę stanowi o silę oświęcimskiej drużyny tym razem jak zwykle zresztą w ostatnim czasie bramki strzeliliśmy sobie sami popełniając dwa błędy które zaowocowały tym że punkty pojechały do Oświęcimia i zamiast spojonego końca sezonu będzie niepotrzebna nerwówka.

Początek spotkania był dość wyrównany goście starali się grać wysokim pressingiem jednak nie przyniósł on zamierzonego skutku, więc podopieczni Sebastiana Stęplewskiego przerzucili się na grę z kontry. Gospodarze natomiast starali się grać piłką i to oni na początku meczu mieli jej więcej w posiadaniu.
W 15 minucie nasi zawodnicy sprezentowali sobie gola, piłkę źle do gry wprowadził Dymanowski ta trafiła do Snadnego który ograł jeszcze Kardasa i strzałem w krótki róg otworzył wynik spotkania.
Od tego momentu goście grali jeszcze bardziej defensywnie i czekali tylko na moment w którym mogą wyjść z szybką kontrą.  W 25 minucie powinno być 1:1 jednak po solowej akcji Kalisty gościom z pomocą przyszedł słupek.

W 31 minucie gry nasz zespół zawiązał szybką akcję po której przed polem karnym faulowany był Kalista, jednak uderzenie z rzutu wolnego Krystiana Płusy nie przyniosło zamierzonego skutku w postaci bramki. Cztery minuty później było już 0:2 kiedy to nieporozumienie naszych obrońców wykorzystał Wadas który strzałem głową skierował piłkę do siatki.
W 39 minucie mogło być już po meczu jednak Snadny mając tylko Dymanowskiego przed sobą nie trafił w bramkę.

Drugą część spotkania lepiej rozpoczęła Łysica która rzuciła się do odrabiania strat, sygnał do ataku dał Fortuna który oddał niecelny strzał, taka postawa bodzentyńskiej ekipy narażała się na to co Soła lubi grać najbardziej czyli szybkie kontry. Po jednej z nich w 49 minucie miejscowych uratował słupek, a chwilę później ponownie Snadny który po raz drugi stanął oko w oko z naszym golkiperem i ponownie nie trafił w bramkę. Nasza drużyna dwoiła się i troiła aby stworzyć sobie dogodną sytuację na zdobycie kontaktowej bramki, taka nadarzyła się w 54 minucie kiedy to ewidentnego rzutu karnego na Michcie nie odgwizdał sędzia. W 69 minucie Łysica wreszcie dopięła swego z lewej strony piłkę dograł Michta a Anduła mając na plecach dwóch obrońców jakimś sposobem wepchnął ją do bramki.
Od tego momentu w zespole gości zaczęła się "Obrona Częstochowy", napór Łysicy trwał w najlepsze jednak mimo sporej liczby stałych fragmentów gry  gospodarzom nie udało się wyciągnąć wyniku i ostatecznie Łysica po 12 kolejnych spotkaniach bez porażki na własnym stadionie wreszcie uległa. Teraz przed podopiecznymi Piotra Dejworka ciężki wyjazd do Krakowa gdzie na przeciw Łysicy staną rezerwy miejscowej Wisły.

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości