Zaległe relacje ze spotkania z Moravią oraz z meczu Pucharowego

Zaległe relacje ze spotkania z Moravią oraz z meczu Pucharowego

Piłkarski kryminał na ligowym poziomie
Dochodziła 74. minuta meczu 29. kolejki IV ligi świętokrzyskiej Łysica Bodzentyn – Moravia Morawica, kiedy jeden z zawodników gości brutalnym wślizgiem zamiast w futbolówkę trafił w nogi Mirosława Kalisty. Gospodarze prowadzili 2:0 i wydawało się, że nic złego nie może już się im stać. Wystarczyło zaledwie kilka centymetrów wyżej, by były napastnik płockiej Wisły, mógł całkowicie zapomnieć o uprawianiu sportu.

Łysica po bramkach Dariusza Anduły z rzutu wolnego oraz Mariusza Jarosa była na najlepszej drodze do tego, by zakończyć spotkanie z Moravią w roli zwycięscy. Więcej niż o samym meczu i wygranej za 3 punkty, po ostatnim gwizdku arbitra mówiło się o paskudnej kontuzji snajpera gospodarzy Mirosława Kalisty. Pierwsze informacje nie były zbyt optymistyczne (złamanie lub pęknięcie kości śródstopia). Sytuacja z 74. minuty wywołała mnóstwo kontrowersji. Na murawie mocno zaiskrzyło, bo oprócz kolegów z drużyny, na boisko wbiegli trener Janusz Cieślak i prezes klubu z Bodzentyna Stanisław Kucała. Problem, jak podkreśla szkoleniowiec miejscowych, jest bardziej złożony i nie dotyczy tylko tej sytuacji.

- Sędziowie nie nadążają za akcją. Niekiedy nie są w stanie wychwycić tego, czy dany zawodnik był faulowany czy nie. W tym przypadku należał nam się rzut wolny i żółta karta, którą powinien ujrzeć gracz Moravii. Co ciekawe obyło się bez kratki – tłumaczy szkoleniowiec świętokrzyskiego IV-ligowca. – Nie chcę nic sugerować, ale być może arbitrzy mają swoje sympatie. Warunki na boisku w Bodzentynie były trudne, ale równe dla obu drużyn. Z pewnością to nie powinno być usprawiedliwieniem dla sędziego, który bardziej swoimi decyzjami wprowadzał nerwową atmosferę – dodał.

Kalisty, którego zaletą jest szybkość nie byli w stanie dogonić dwa obrońcy Moravii. Jednak to co stało się później, nigdy tym bardziej na szczeblu amatorskiego futbolu nie powinno się zdarzyć. – Sędzia w rozmowie ze mną tłumaczył się, że nasz zawodnik upadł na murawę bo... boisko było nierówne. Takie tłumaczenie nie znajduje żadnego uzasadnienia. A jakiekolwiek próby dialogu z sędzią kończą się zwykle tym, że trenerzy odsyłani są na trybuny. Mirek wypracował sobie dogodną okazję do podwyższenia prowadzenia. Rywale zostali z tyłu. Na początku źle to wyglądało – stwierdził szkoleniowiec Łysicy.

Wychowanek starachowickiej Juventy, który w tym sezonie zdobył dla swojego zespołu ponad 20 goli i samodzielnie przewodzi klasyfikacji strzelców, może mówić o sporym szczęściu. Kto wie, czy gdyby nie brutalna interwencja zawodnika gości skończyła się zamiast trafieniem dwiema nogami (w piłkarskim żargonie określa się to mianem sanek) w kostkę Kalisty, a w kość piszczelową, moglibyśmy mówić o przedwczesnym zakończeniu przygody z futbolem. – Gramy w piłkę, a nie chodzi o to by połamać sobie nogi. Tym bardziej dziwne jest dla mnie to, że sędzia nie pokazał za to zagranie kartki. Dla tego kto faulował obyło się bez kary – podkreśla trener Cieślak, który zwraca uwagę na jeszcze jeden, istotny szczegół.


Sen o pucharze zakończył się na półfinale
Wymowna cisza w szatni Łysicy Bodzentyn, po ostatnim gwizdku arbitra mówi więcej niż nie jedno słowa. Ekipa Janusza Cieślaka miała świadomość tego, że drużyna rezerw kieleckiej Korony była w zasięgu. Goście mimo, iż dwukrotnie odrabiali straty, nie zdołali po raz trzeci wpisać się na listę strzelców. W finale Pucharu Polski na szczeblu okręgu złocisto-krwiści na stadionie w Sandomierzu (21 czerwca) zagrają z KSZO 1929 Ostrowiec Św.

Na przestrzeni ostatnich 5 lat, Łysica dwukrotnie cieszyła ze zwycięstwa w meczu finałowym PP na szczeblu okręgu. Najpierw w sezonie 2011/12 jako drużyna rezerw, a później w sezonie 2013/14. Przed dwoma laty drużyna prowadzona przez Piotra Dejworka dzielnie walczyła o wygraną w Pińczowie. Także w tym sezonie, bodzentyński zespół nie ukrywał wysokich ambicji. W drodze do półfinału, ekipa Janusz Cieślaka ograła Lubrzankę Kajetanów, by w kolejnej rundzie rozprawić się z MKS-em Zdrój Busko (pamiętne spotkanie zakończone serią rzutów karnych, w których bohaterem okazał się doświadczony golkiper Robert Bilski). W środę niewiele zabrakło do tego, by przyjezdni doprowadzili do dogrywki, choć przegrywali już 0:2.

- Po tym jak przegrywaliśmy różnicą dwóch goli, obudziliśmy się. Bramki stracone na początku drugiej części, podziałały na nas jak zimny prysznic - powiedział szkoleniowiec Łysicy Janusz Cieślak. – Przy wyniku 2:2 miałem nadzieję, że podobnych błędów jak wcześniej nie da się popełnić. Zaczęliśmy grać bardziej odważnie. Życie brutalnie nas zweryfikowało. Z pewnością nie na taki przebieg meczu liczyłem. Szkoda, bo włożyliśmy mnóstwo sił i zaangażowania by znaleźć się miejscu, w którym byliśmy przed starciem z Koroną II – dodał.

Łysica zmagała się z problemami kadrowymi. W 15. minucie trener przyjezdnych zmuszony był zdjąć z murawy kontuzjowanego ukraińskiego środkowego obrońcę Ołeksija Czerkaszyna. – Wąska kadra rozbiła nas. Nie pozostaje mi zatem nic innego jak tylko podziękować zawodnikom za walkę i grę do końca. W końcówce postawiliśmy wszystko na jedną kartę, grając na trójkę defensorów. Wierzyłem, że doprowadzimy do remisu – podkreślił trener Łysicy. – Rezerwy Korony były w naszym zasięgu. Swoich szans upatrywaliśmy w szybkich kontratakach. Taktyka przyniosła efekt, bo właśnie po takich akcjach zdobyliśmy obie bramki. Szkoda zwłaszcza gola nr 3. Przy tak doświadczonych zawodnikach, nie powinno być mowy o tego rodzaju błędzie. Taka jest piłka. Gramy dalej – zaznaczył szkoleniowiec drużyny z Bodzentyna.

R.R.

Puchar Polski na szczeblu okręgu
Półfinał (24 maja)
KORONA II KIELCE – ŁYSICA BODZENTYN 3:2 (0:0)
1:0 Szymon Klepacki (47), 2:0 Piotr Poński (50), 2:1 Dariusz Anduła (53), 2:2 Mariusz Jaros (70), 3:2 Kornel Łosak (75)
Sędziował: Andrzej Śliwa (Kielce). Widzów: 50.
KORONA II: Łodej — Pietras, Kwiatek, Cedro (69. Jasiak), Korcz (69. Koszela), Rogala, Stachura, Borczyński, Sornat, Klepacki (90+2. Kolasa), Poński (65. Łosak). Trener: Paweł Czaja.
ŁYSICA: R. Bilski - Płusa, Szymoniak, Czerkaszyn (15. Dulęba), D. Kowalski Ż, Kalista, Pawłowski, Ryba Ż, D. Chrzanowski (80. Garbacz), Anduła, Jaros. Trener: Janusz Cieślak.

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości